Przeczytałem na krakowskich stronach dzisiejszej "Gazety Wyborczej" o absurdalnym - jak dla mnie - pomyśle założenia partii kobiet i ogromnym odzewie, jaki pomysł ten wywołał, i muszę powiedzieć, że mną "zatrzęsło"...

Od kiedy tylko pamiętam, zawsze było dla mnie oczywiste - i nikt nie musiał mnie tego uczyć ani do tego przekonywać - że poza ewidentnymi biologicznymi różnicami kobieta to taki sam człowiek jak mężczyzna. I tak samo należy tego człowieka traktować (dlatego też zresztą nigdy nie rozumiałem i chyba nie zrozumiem feministek i wszelkich innych "bojowniczek o prawa kobiet"). Skoro tak, to wszelkie wrzucanie zarówno wszystkich kobiet, jak i wszystkich mężczyzn do jednego worka jest tak samo bzdurne. Stereotypy płciowe typu "wszystkie baby są głupie" albo "wszyscy faceci to świnie" tak samo mną "trzęsły", niezależnie od tego której płci dotyczyły.

Partie polityczne skupiają ludzi mających wspólne poglądy, bądź wspólny grupowy interes, bądź jedno i drugie. Propozycja utworzenia partii kobiet sugeruje, że istnieją jakieś takie poglądy bądź interesy, które dla wszystkich kobiet mogą być wspólne. A zatem de facto "kuchennymi drzwiami" znowu podtrzymuje stereotyp kobiet jako istot ograniczonych, które nie różnią się między sobą na tyle mocno, aby nie można było ich wepchnąć do jednego "worka". Dlaczego nikt nie proponuje utworzenia partii mężczyzn? Bo wszystkim się wydaje oczywiste, że tacy np. panowie Roman Giertych z jednej strony, a Marek Borowski z drugiej, różnią się od siebie w poglądach na tyle, że nie mogą znaleźć się w jednej organizacji. A przecież obydwaj są mężczyznami... Dlaczego zatem kobiety popierające pomysł tej partii chcą stworzyć jakąś uśrednioną "ramkę", w której miałyby zmieścić się wszystkie? Czemu same sobie chcą odebrać prawo do skrajnego różnienia się między sobą, tak jak wspomniani panowie? Czytam na stronie www.polskajestkobieta.org: "Nie być na lewo, ani na prawo, być sobą bez względu na sympatie polityczne." Czy ma to być partia polityczna, która skupia osoby bez poglądów politycznych, lub też z braku takich poglądów czyni sobie swój wizerunek? Apolityczna polityka??? To jakiś nonsens... Przy tym niepokoi mnie fakt, że ta nieokreśloność poglądów jest łączona z "byciem sobą". Czyżby zatem inicjatorka tej partii uważała, że "prawdziwa" kobieta, która jest w pełni "sobą", poglądów politycznych nie posiada? Toż to znowu jakieś samoograniczanie się... Nie trzeba od razu być na lewo albo na prawo, mozna jeszcze być u góry, u dołu, z przodu, z tyłu albo na skos ;-) , ale jeżeli jest się "sobą", to gdzieś się w tej przestrzeni jest i jakieś poglądy się ma!

Czy naprawdę ktoś na serio myśli, że np. Leokadia Wiącek, która "zasłynęła" ostatnio udziałem w faszystowskiej imprezie, mogłaby znaleźć wspólny język z Kingą Dunin? A anonimowa moherowa babcia, uwieczniona przez ekipę TVN-u w chwili, gdy wyzywa tę telewizję od wysłanników szatana, mogłaby dogadać się z Moniką Olejnik? Tylko dlatego, że wszystkie są kobietami? Wolne żarty... Nawiasem mówiąc, wszystkie wymienione panie mają raczej dość wyraźne poglądy polityczne i jest to istotna część ich "bycia sobą".

Spróbujmy wyobrazić sobie, że taka partia powstała. Mamy oto wiele partii politycznych o różnych nazwach, programach i poglądach, a wśród nich jedną, która - przynajmniej z nazwy - reprezentuje kobiety. Jasno wynika z tego, że wszystkie pozostałe partie - czyli ta "prawdziwa" polityka, tam gdzie istnieją różnice poglądów i ścierają się różne stanowiska - jest domeną mężczyzn. Zaś kobiety są zmarginalizowane, zepchnięte w kąt i w swojej partii kobiet zajmują się swoimi "babskimi" (czytaj: niepoważnymi) sprawami. Prawie tak jak w PRL-owskiej Lidze Kobiet. Chyba nie o to chodzi?

Manuela Gretkowska chce, aby jej partia zajmowała się m.in. sprawami aborcji. Czy zdaje sobie sprawę z tego, że taka partia będzie nie do przyjęcia np. dla gorliwych (może nadgorliwych?) katoliczek, dla których powołaniem kobiety jest rodzenie dzieci, a samo dopuszczenie myśli o aborcji i przebywanie w towarzystwie osób, które na ten temat dyskutują, już ociera się o grzech? Czy pani Manuela sądzi, że takich kobiet nie ma, że wymyślili je mężczyźni? Zaręczam, że nie.

Partia pani Manueli nie będzie też interesująca - z zupełnie innego powodu - dla coraz większej grupy "nowoczesnych" dziewczyn, które wybrały karierę, własny rozwój i inwestowanie w siebie, absolutnie nie mają ochoty mieć dzieci i potrafią o to, aby ich nie mieć, same zadbać, bez pomocy jakichkolwiek polityków. Nie muszą też wikłać się w żadne związki z pijakami i brutalami, bo od nieodpowiadających im facetów po prostu odchodzą bądź to one ich wyrzucają ze swojego mieszkania.

Jest wreszcie wiele zupełnie "normalnych" kobiet, które mają i dzieci, i dobrą rodzinę, i interesującą pracę, w której zarabiają na tyle dużo, że mogą sobie pozwolić i na wyżywienie dzieci, i na własne rozrywki, i na środki antykoncepcyjne, i na komfortowe porody ze znieczuleniem. Te z kolei w ogóle nie zrozumieją, o co tej całej Gretkowskiej chodzi z tą niedolą matek.

Widzi Pani zatem, Pani Manuelu, ile kobiet znajduje się poza nawiasem Pani partii? Jest to partia tylko pewnej określonej grupy kobiet. Głównie samotnych i/lub biednych matek, kobiet maltretowanych przez mężczyzn i tych, które są zmuszane do urodzenia dziecka. Owszem, to już może być jakiś program i jakaś wspólnota poglądów. Ale nazywanie takiej partii "partią kobiet" jest sporym nadużyciem, bo bynajmniej taki los nie jest udziałem wszystkich kobiet w Polsce i ich całym światem. "Kobiety myślą o niejednym", jak głosi ostatnie reklamowe hasło "Wysokich Obcasów" - bardzo mi się ono podoba...

Drogie Panie! Jeżeli uważacie - każda z Was z osobna, a nie "wszystkie razem", bo jesteście, do diabła, RÓŻNYMI INDYWIDUALNOŚCIAMI - że macie o co walczyć w działalności politycznej, szukajcie swojego miejsca w istniejących w Polsce partiach. A jeżeli żadna Wam nie odpowiada - proszę bardzo, zakładajcie nową, ale niechże u licha założenia tej partii będą oparte na poglądach, a nie na płci! Mnie osobiście na przykład bardzo brakuje w Polsce solidnej partii technokratycznej, która w swojej działalności kierowałaby się przede wszystkim rzetelną wiedzą, rozsądną analizą skutków takiej czy innej decyzji dla społeczeństwa (co obejmuje także kobiety ;-)), zamiast narodową mitologią i martyrologią, wartościami chrześcijańskimi na pokaz, agentami, teczkami, chęcią "przywalenia" przeciwnikom i wszelkimi innymi trupami w szafach. Gdyby taką partię założyła grupa kobiet, bardzo bym się ucieszył. Podobnie zresztą, gdyby byli to mężczyźni albo towarzystwo mieszane płciowo. Bo przecież nie o płeć w polityce chodzi, a Polska jest przede wszystkim linią narysowaną na mapie - ostatnio, za sprawą miłościwie nam panujących, narysowaną coraz bardziej krzywo i niewyraźnie - a nie żadną tam kobietą.

Byłbym wdzięczny, gdyby "Gazeta" opublikowała mój list, jak również bardzo byłbym ciekaw opinii wspomnianej przeze mnie pani Kingi Dunin na temat pomysłu owej nieszczęsnej partii (może będzie felieton na ten temat?). Bardzo ją cenię i uważam za jeden z najbardziej przenikliwych analitycznych umysłów, jakie można spotkać na łamach polskiej prasy. Wydaje mi się, że jako jedna z niewielu publicystów (płci obojga) potrafi oprzeć się wielu stereotypom, które z tej czy innej strony rzutują na nasze życie publiczne, i dzięki temu spojrzeć na wiele spraw w sposób jasny i oczywisty, który jednak innym umyka... Zwłaszcza wtedy, kiedy pisze swoje felietony bardziej z punktu widzenia człowieka niż kobiety - te cenię najwyżej - bo kiedy czasami daje się "wpuścić" w feministyczny "kanał", to jednak trochę traci na sile przekonywania...

Jarosław Rafa