Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Zrobieni w pendolino

2015-02-12   kategorie: prywatne społeczeństwo

Jako że musiałem ostatnio odbyć podróż na trasie Kraków-Warszawa, na której niemal wszystkie normalne pociągi zostały wyparte przez to szeroko rozreklamowane cudo polskiej kolei, postanowiłem napisać parę słów o pociągu Pendolino.

Podsumowaniem moich wrażeń z przejazdu owym rzekomym cudem niech będzie to krótkie stwierdzenie: po raz kolejny my, Polacy, zostaliśmy zrobieni w konia - żeby nie użyć bardziej dosadnego słowa, jak to czynią w swojej piosence "Strachy na Lachy". Oczywiście to, że Pendolino to wielka "ściema" i malowanie trawy na zielono mające przykryć ogólną mizerię polskiej kolei, było jasne dla każdego w miarę rozsądnie myślącego człowieka i bez potrzeby przejażdżki tym pociągiem, ale dopiero taka przejażdżka pokazuje w pełni skalę bezsensu PR-owej zagrywki, jaką był zakup za grube pieniądze tych pociągów.

Przede wszystkim pociąg ten jest straszliwie ciasny! Gdy siedząc w jego fotelu ogląda się na monitorach wewnątrz wagonu reklamowe filmiki zachwalające wysoki komfort podróżowania, brzmią one wyjątkowo ironicznie. To już bardziej komfortowe od Pendolino są pod tym względem wagony warszawskiej Szybkiej Kolei Miejskiej, do której przesiadałem się z tego pociągu.

Dość kontrowersyjną rzeczą jest uformowanie całego składu wyłącznie z wagonów bezprzedziałowych. Chyba jedyną zaletą takiego wagonu jest jego większa zyskowność dla przewoźnika, gdyż w takim wagonie można "upchnąć" więcej osób niż w klasycznym układzie z przedziałami. Zyskowność tę PKP Intercity postanowiło w tym przypadku najwyraźniej doprowadzić do maksimum i zamówiło pociągi z fotelami upakowanymi chyba najgęściej, jak to możliwe - w efekcie wewnątrz wagonu Pendolino miejsca dla pasażera jest niewiele więcej, niż w typowym autokarze. Nastręcza to problemy przede wszystkim osobom podróżującym z większymi bagażami - a przecież trudno założyć, ze wszyscy podróżni będą jeździć w sprawach służbowych i wracać tego samego dnia, wożąc ze sobą tylko aktówkę i laptop. Zwłaszcza na trasie Kraków-Gdynia, bo taką relację obsługiwał pociąg, którym miałem okazję jechać.

Półka na bagaże nad fotelami znajduje się na tyle blisko sufitu, że z trudem udaje się na nią wepchnąć np. przeciętnych rozmiarów plecak. W tradycyjnych wagonach, nawet tych bezprzedziałowych, przestrzeń ta jest znacznie większa. Co prawda na krańcach wagonu znajdują się specjalne półki na większy bagaż, ale po pierwsze - w żaden sposób nie zmieszczą się w nich bagaże wszystkich pasażerów, a raczej tylko niewielkiej ich części; po drugie - szereg osób może się obawiać o bezpieczeństwo swoich bagaży pozostawionych bez kontroli (a fotele w Pendolino ustawione są tyłem do bliższego końca wagonu; ponadto niektóre z półek na bagaż znajdują się w częściach wagonu oddzielonych drzwiami od głównej przestrzeni pasażerskiej). Po trzecie wreszcie, niejednokrotnie w czasie podróży - a zwłaszcza gdy podróżuje się z dziećmi (kilka takich dość licznych rodzin z dziećmi stanowiło akurat moje towarzystwo w wagonie) - trzeba sięgnąć po jakąś rzecz do bagażu; w takim przypadku wymagałoby to przepychania się przez cały wagon. Jeśli zaś siedzi się przy oknie, a zdarzy się tak, że współpasażer na fotelu obok zaśnie - wyjście ze swojego miejsca, chociażby do toalety, jest niemożliwe.

Skoro jesteśmy przy kwestii toalet: ciasnota tych ostatnich zakrawa na jakiś żart. W kabinie miejsca jest niemal dokładnie tyle, aby pomieścić muszlę klozetową - trudno się w niej nawet obrócić, bo stojąc dotyka się jedną ręką jednej, a drugą przeciwległej ściany kabiny bez potrzeby wykonywania w tym celu jakichś szczególnych manewrów.

Mamy zimę, czyli czas kiedy nosi się dosyć grube okrycia wierzchnie; taka pogoda ujawnia kolejną wadę Pendolino. Na ścianach wagonu, obok foteli pasażerów siedzących przy oknie, umieszczone są haczyki służące do powieszenia kurtek, płaszczy itp.; jednak ponieważ - jako się rzekło - jest ciasno, powieszenie na takim haczyku grubszej, zimowej kurtki pozostawia tak niewiele miejsca dla osoby siedzącej przy oknie, że łatwo może się to skończyć podczas siadania silnym pociągnięciem naszej odzieży w dół i urwaniem w niej zawieszki służącej do jej powieszenia na wieszaku.

Wracając do samego faktu, iż wagony w Pendolino są bezprzedziałowe: podróż takim wagonem jest uciążliwa z uwagi na hałas. Wprawdzie odgłosy wytwarzane przez sam pociąg - co trzeba przyznać, jest jedną z jego nielicznych zalet - są znacznie cichsze niż w składach dotychczas eksploatowanych przez PKP, to nie ma to wielkiego znaczenia wobec faktu, że jadąc w takim wagonie jesteśmy narażeni na "bombardowanie" dźwiękowe rozmowami toczonymi przez wszystkich około 100 pasażerów danego wagonu oraz dźwiękami wydawanymi przez ich smartfony czy tablety, w które obecnie wyposażona jest znaczna część podróżnych. Trudno to porównywać z komfortem podróży w zamykanym, sześcio- czy nawet ośmioosobowym (w starszych wagonach) przedziale. O ile 2,5-godzinny przejazd do Warszawy w takich warunkach można jeszcze tolerować, to w przypadku blisko sześciogodzinnej podróży do Gdyni - już niekoniecznie...

Zobaczywszy na własne oczy ciasnotę tego pociągu przestałem się dziwić oburzającej mnie z początku decyzji PKP Intercity o tym, że w tym pociągu nie ma sprzedaży biletów przez konduktora - wsiadając trzeba mieć już zakupiony wcześniej bilet. Istotnie, gdyby do tych ciasnych wagonów dosiedli się jeszcze ludzie bez biletów i przemieszczali się po całym pociągu w poszukiwaniu wolnego miejsca - jak to zwykle bywa w takiej sytuacji - mielibyśmy istny tzw. "sajgon". Jest to jednak zwalczanie dżumy cholerą - w pierwszym rzędzie stworzono problem, zamawiając tak ciasne pociągi, więc teraz, aby uniknąć eskalacji tego problemu, wprowadza się utrudnienie, które ma temu zapobiec.

Gwoli ścisłości trzeba dodać, że pociąg Pendolino oprócz miejsc w wagonach bezprzedziałowych zawiera jeszcze trzy czterooosobowe przedziały, przeznaczone dla osób z dziećmi do 6 lat i kobiet w ciąży. Przedziały, a raczej przedzialiki - gdyż są one również bardzo ciasne, a w dodatku nie wyposażone w żadne (tak, dobrze czytacie!) półki na bagaże nad fotelami - jest tylko niewielka przegródka na bagaż podręczny zaraz przy wejściu do przedziału. Bagaże trzeba zatem trzymać na wspomnianych wcześniej półkach na końcu wagonu - naprawdę wspaniałe rozwiązanie dla osób podróżujących z dziećmi, kiedy to potrzeba sięgania po jakąś rzecz do bagażu może występować kilkanaście i więcej razy w ciągu całej podróży.

I to jest ten "europejski standard podróżowania", którym dumnie chwali się PKP Intercity w reklamowych filmikach, jakimi karmi nas z umieszczonych w wagonach monitorów? To ja dziękuję, wolę polski standard podróżowania w dotychczasowych, tradycyjnych pociągach, które były wbrew propagandowym pozorom o wiele wygodniejsze. Zamienił stryjek siekierkę na kijek, a jeszcze za tę zamianę żąda się od nas chorych pieniędzy. Pełna cena biletu na trasę Kraków-Warszawa, bez żadnych zniżek wynikających z wcześniejszego zakupu (załóżmy, że konieczność podróży pojawiła się nagle i kupujemy bilet na krótko przed wyjazdem) to 150 zł - dla dwóch osób tam i z powrotem daje to już absurdalną sumę 600 zł! Autobusem na tej trasie - kupując bilet w przeddzień wyjazdu - można pojechać za około 40-50 zł; komfort jazdy - jak wynika z powyższego opisu - jest zbliżony, a jedynym mankamentem jest niestety dwukrotnie dłuższy czas podróży. Ale czy dwukrotnie krótsza podróż jest warta trzykrotnie większej ceny biletu??? Odpowiedzcie sobie sami. (Owszem, ktoś powie, że Pendolino też można pojechać za 50 zł - ja zresztą właśnie tak jechałem - ale w tym celu trzeba kupić bilet miesiąc wcześniej i mieć szczęście, bo takich biletów jest tylko 20 na cały pociąg; nie jest to więc miarodajna cena do porównania).

A co w tym wszystkim najbardziej ironiczne: skrócone czasy przejazdów pociągami Pendolino, którymi tak chwali się PKP Intercity, tak naprawdę w niewielkim stopniu są zasługą owych pociągów, a przede wszystkim po prostu wyremontowania torów, po których te pociągi się poruszają! Najlepiej widać to właśnie po trasie Kraków-Warszawa: wychwalane Pendolino przejeżdża ją obecnie w czasie o... 8 minut krótszym, niż pociągi ekspresowe w połowie lat dziewięćdziesiątych (a w obecnym rozkładzie jazdy na tej trasie jeździ poza Pendolino także kilka tradycyjnych pociągów ekspresowych i osiągają one identyczne jak Pendolino czasy przejazdu). Na innych trasach różnice w czasach przejazdów w stosunku do "starych" pociągów są większe, ale i one są w większości zasługą remontów torów - znamienny jest tutaj przykład pociągów Kraków-Wrocław. Relacja ta nie jest obsługiwana przez Pendolino; ale dzięki skierowaniu pociągów między tymi miastami nową trasą przez Częstochowę, prowadzącą w znacznej części odcinkami torów wyremontowanymi na potrzeby Pendolino (relacja Warszawa-Wrocław), czas przejazdu między tymi miastami skrócił się w stosunku do "tradycyjnej" trasy przez Katowice o ponad półtorej godziny i obecnie wynosi rekordowe 3 godziny 10 minut. Czy naprawdę nie można było tego osiągnąć bez topienia pieniędzy w drogich i niewygodnych pociągach?

I nawet wliczony w cenę biletu poczęstunek, który PKP Intercity serwuje pasażerom, w Pendolino jest gorszy niż w "przedpendolinowych" ekspresach. W tych ostatnich do kawy, herbaty czy innego napoju podawano jeszcze ciasteczko; obecnie jest to już dla firmy zbyt dużym wydatkiem i musimy się zadowolić samym napojem. Ciasteczka są tylko dla pasażerów I klasy. ;->

komentarze (0) >>>