Główna >>

RSS
Nie idźmy na tę wojnę! To nie nasza wojna!

 

Ukryta inność

2010-06-20, zmodyfikowana: 2010-06-28   kategorie: społeczeństwo

Niedawno będąc na uczelni, której serwerami - jak to piszę w innym miejscu - wciąż się opiekuję, zauważyłem stojącą przed budynkiem taksówkę dla niepełnosprawnych, z której kierowca wysadzał właśnie pasażerkę na wózku. Kilka godzin później, wychodząc już z uczelni, zauważyłem tę samą dziewczynę na wózku siedzącą (stojącą?) na korytarzu i patrzącą przez okno - zapewne oczekiwała na taksówkę, która zabierze ją z powrotem...

Bardzo mi się ta sytuacja rzuciła w oczy w kontekście niedawnej "rowerowej" wizyty w Niemczech i Holandii. O jej rowerowych aspektach zapewne jeszcze tu napiszę, gdy jakoś "odgruzuję" się z ogromu przywiezionych materiałów, ale poza obserwacjami dotyczącymi stricte infrastruktury rowerowej, mieliśmy okazję niejako mimochodem przyjrzeć się wielu innym aspektom życia tamtejszych społeczeństw. Jedną z bardziej rzucających się w oczy różnic jest właśnie bardzo znaczna obecność osób na wózkach na ulicach i ogólnie w przestrzeni publicznej. W Europie Zachodniej osoba taka jak ta, którą widziałem na uczelni, zapewne sama dotarłaby na miejsce transportem publicznym i sama wróciła przez miasto do domu. Po drodze może wstąpiłaby do sklepu czy do kawiarni na kawę... U nas takie osoby ukrywamy (czy same się ukrywają?) przed wzrokiem "normalnego" społeczeństwa w specjalnych pojazdach, które przewożą je do i z instytucji, w których mają coś załatwić, bez kontaktu z tym, co po drodze. I można się nawet oszukiwać, że to dla ich dobra: że wobec barier architektonicznych, nieprzystosowanych dla wózków pojazdów komunikacji miejskiej itd. itp. taki sposób transportu jest dla nich wygodniejszy i mniej narażający na kłopoty. Tyle tylko, że jeszcze bardziej pogłębia ich izolację.

O innym rodzaju ukrywanej inności mówi przeczytany dzisiaj w "Gazecie Wyborczej" tekst Marty Konarzewskiej, nauczycielki-lesbijki z Łodzi. Tekst to znakomity i otwierający oczy na to - czego do tej pory sobie nie uświadamiałem - w jak wielkim stopniu polska szkoła istotnie jest miejscem, w którym udaje się, że homoseksualizm nie istnieje. I taki udawany obraz świata usiłuje się wpajać uczniom. Weźmy choćby taki fakt, że wiele wybitnych postaci, o których uczy się na lekcjach, było - o czym dobrze wiedzą historycy - homoseksualistami, jednak o tym w podręcznikach i programach szkolnych się nie wspomina. Tymczasem w przypadku osób heteroseksualnych jako rzecz naturalną traktuje się podanie w życiorysie takiej osoby, że np. miał żonę czy miała męża - nikt nie widzi w tym niczego dziwnego. Ukrywanie faktu innej orientacji seksualnej jest zatem wyraźnie widoczne. A gdy dotyczy to nie postaci historycznej, lecz osoby ucznia czy nauczyciela - jak w przypadku autorki i zarazem bohaterki tego tekstu, której szczerze współczuję - temat staje się jeszcze bardziej drażliwy i jeszcze bardziej skrzętnie ukrywany...

Na tych dwu zaledwie przykładach widać, jak bardzo duży dystans dzieli nas jeszcze od Europy... Jak na razie mam raczej wrażenie, że żyję w czymś podobnym do Stanów Zjednoczonych początku XX wieku. Z drapieżnym kapitalizmem, kultem samochodu... i Ku-Klux-Klanem.

komentarze (5) >>>